Konawle - wegetariański przewodnik kulinarny po chorwacji zadubrownickiej

Pokonując setki kilometrów dzielące Polskę od Chorwacji czasem zastanawiamy się dlaczego zdecydowaliśmy się na tak długą podróż. Jadąc do Dubrownika prawdopodobnie przeklinamy całą Chorwację za to, że ciągnie się jak smród za wojskiem. Może nam się często wydawać, że po tej kilkunastogodzinnej podróży docieramy do miejsca, w którym w zasadzie kończy się cała Chorwacja. Zapominamy często o tym, że z Dubrownika do granicy z Czarnogórą jest jeszcze około 40 km! Co więc znajduje się w tym pasie ziemi nieznanej?

Konavle! Jedno z najciekawszych, najpiękniejszych i najsmaczniejszych miejsc w Chorwacji! 

My do Konavla wkraczamy od Herceg Novi. Dojazd zajmuje nam pół godzinki. Jest jednak jeszcze przed sezonem i nie ma żadnych kolejek na granicy. Podobno sprawy mają się znacznie inaczej latem, kiedy to tysiące turystów stacjonujących w Chorwacji jedzie zobaczyć Kotor, a kolejne tysiące plażujące nad Boką Kotorską pragną z całego serca przeciskać się przez zalany turystami Dubrownik.

Zaczynamy od miasteczka Gruda, w którym w zasadzie nic nie ma, ale to nic. Można przy mali makijato podziwiać krajobrazy, a jest na co patrzeć. Za górami chowa się Bośnia i Hercegowina, a przed nie wcisnął się Park Narodowy Konavoski Dvori. Czego chcieć więcej?






Następnie kierujemy się w miejsce absolutnie wyjątkowe - restauracja Konavoski Dvori, przepieknie położona nad potokiem w parku narodowym o tym samym imieniu. Za wcześnie jeszcze na obiad, więc poszliśmy w desery - ciasto z dubrownickich pomarańczy i serowe parfait. Położenie restauracji jest jeszcze lepsze niż desery tu serwowane. Nasz stolik jest nad samym strumyczkiem z widokiem na wodospad. Takie klimaty odnajdziemy dopiero później gdzieś w głębi Bośni i Hercegowiny.










Wjeżdżamy coraz wyżej i wyżej żeby w końcu dotrzeć do zamku Sokoli Grad (który oglądamy z zewnątrz, gdyż ceny nie zachęcają, 40 kun, 20 zł/os) i zjeżdżamy do największego ośrodka okolicy - Cavtat. Nie jest to najpiękniejsze miejsce w Chorwacji, ale jest tu wystarczająco przyjemnie na krótką wizytę.











Miejscówka na obiad to Koraceva Kuca we wcześniej odwiedzonej wioseczce Gruda. Dopiero kilka dni wcześniej rozpoczęli sezon 2019 i mówią, że jeszcze nie wszystko mają, ale to co proponują to prawdziwe perełki.

Na stół wjeżdżają bruschetty z suszonymi na miejscu pomidorami, rukolą z ogródka i kozim serem. Później jest jeszcze lepiej - zupa z pokrzywy. Można by powiedzieć kwintesencja diety wegetariańskiej - talerz pełen wściekle zielonej zupy o trawiastym smaku. Na pewno nie raz spotkaliście się z opinią, że wegetarianie samą trawę jedzą. Ale jak nie jeść, jak taka dobra?
Pojawiają się również njoki z ziołami, które swoją prostotą i elegancją absolutnie zwalają nas z nóg...




Koraceva Kuca to w zasadzie dość stara chałupa przerobiona na bardzo przyjemną restaurację z kilkoma stolikami na zewnątrz. Zdecydowanie jest to jedno z naszych ulubionych miejsc, które odwiedziliśmy na całym świecie, na pewno zmieściłoby się w Top 5, gdybyśmy takie prowadzili. Może i jest odrobinę drożej, niż w typowej chorwackiej konobie, ale ta jakość i te produkty rekompensują naprawdę wszystko!

Na zakończenie dnia odwiedzamy jeszcze Molunat, który reklamuje się jako ostatni ośrodek plażowy Chorwacji. Kiedy przyjeżdżamy turystów brak, fakt dopiero koniec kwietnia, podchodzi do nas przedstawiciel lokalnej starszyzny informując w pięknej serbskochorwatczyźnie, że gdybyśmy chcieli to tam w tamtą stronę jest bar, reszta miejsc jeszcze zamknięta. Jest wyraźnie wybity z rytmu na widok turystów, ale i wydaje się być szczęśliwy, że nas na tym końcu świata godnie przywitał.



Pierwszy raz czujemy się w Chorwacji jako jedyni turyści w okolicy, chociaż na pewno latem jest tu sporo ludzi. Konavle nas zaskoczyło i przerosło wszelkie oczekiwania. Jest to kraina ludzi, którzy lubią dobrze pojeść, a dla takich ludzi mamy ogromny szacunek! 

Komentarze